8/02/2013

Słowa ode mnie (2)

Okej wiem, że miał być wpis dla mojej dziewczyny, ale... pomyślałem i doszedłem do wniosku, że to byłby zły pomysł, by każdy mógł widzieć jej prezent... po drugie mamy bardzo silny kryzys... obawiam się, że już niedługo koniec ;c Chcę uratować to co..., a zresztą... nie będę się tutaj wyżalał. Na dniach pojawi się kolejny wpis i mam nadzieje że ktoś zacznie czytać, udostępniać i tak dalej i tak dalej. Szczerze, to jeszcze nie ogarnąłem co potrafi blogspot, jak się wybić i wgl. Podobno szybko się uczę, ale na razie mam sprawy osobiste. Kolejna notka będzie raczej krótka, a co opowie, to sami zobaczycie. Miłego dnia ludzie :) Strzałka!

Piosenka dnia:
Rise Against - The Approaching Curve  (polecam piano cover)
Konrad

8/01/2013

Notka 3

    Co mnie podkusiło żeby nie brać auta? Teraz nie chce mi się wracać taki kawał do domu i to jeszcze o tej porze. Mam nadzieje, że nikt mnie nie napadnie – uśmiechnąłem się delikatnie wracając do domu po oświetlonych chodnikach miasta. Dookoła ani jednej żywej duszy, tylko ja, w ciszy, w samotności… Lubię takie chwile. Bywały momenty, gdy zamiast samotności wolałem towarzystwo, ale z reguły jestem typem samotnika. Dla mnie ukojeniem jest taka izolacja, kiedy mam do podjęcia ważną decyzje.

    Nie przepadam za wyścigami oglądanymi w TV czy na żywo, lecz kiedy to ja prowadzę sprawa wygląda zupełnie inaczej. Rock i dźwięki silników to muzyka dla moich uszu, no ale czy warto rzucić prace i narażać swoje i innych życie dla odrobiny adrenaliny? Nie… chyba nie. Z drugiej strony jednak warto się wyszaleć teraz, kiedy jestem młody. Mam 26 lat i jeszcze mało się wyszalałem, a za kółkiem jest wszystko – adrenalina, muzyka i świadomość że w  aucie jestem tylko ja. Mijały minuty a ja ciągle zastanawiałem się co jest lepszym wyjściem, w końcu gdy byłem przy drzwiach postanowiłem, że zaryzykuje. Porzucę prace i zacznę się ścigać. Wyciągnąłem komórkę i kartkę, na której był numer, wklepałem go i na tym się skończyło. Brak kasy na koncie… szlak by to jasny trafił. Zdenerwowany wszedłem do domu i ściągając tylko buty położyłem się na kanapie w salonie. Byłem zmęczony i zdenerwowany, więc nie trudno było o błogi sen, ale na krótko. Obudził mnie po ósmej telefon od szefa. Zaspany odebrałem i powiedziałem:

- Halo

- Za halo w mordę walą! Gdzie Ty jesteś? – ojjj… szef nieźle się wkurzył.

- Kierowniku przepraszam, ciężką noc miałem i nie zdołałem się obudzić na czas

- Akurat! Ja też przepraszam, że Cie obudziłem. Więcej już nie będę, bo wylatujesz. Dosyć mam tego Twojego ciągłego spóźniania się. Mamy kilka innych osób na Twoje stanowisko. To co zarobiłeś dziś przeleje Ci na konto. Dowidzenia i dobranoc!. – szef rozłączył się.

    O jak fajnie. Teraz już mogę sobie pospać na luzie – powiedziałem na głos i włożyłem telefon pod poduszkę, a gdy zamknąłem już oczy kolejny telefon, spojrzałem na niego a tam nieznany numer. Kto to znów dzwoni? – pomyślałem i odebrałem

- Siemka Mike – Tak… To ten słodki głos dziewczyny, od której dostałem propozycje

- No cześć Aga – Już całkowicie na luzie odpowiedziałem lekko zaspanym głosem

- Jaka decyzja? Jeździsz z nami?

- Tak… jeżdżę.

- Super, tak więc dawaj na lotnisko

- Tam? Po co? – Zdziwiony otworzyłem oczy i podniosłem się zapierając się na łokciu

- Wiesz co to drag racing?

- Wiem

- Więc wsiadaj do auta i przyjeżdżaj, jasne?

- Ok.

    Rozłączyłem się i zacząłem się krzątać po domu, myć się, jeść i inne pierdoły, które każdy z nas robi, gdy wychodzi z domu. Chwyciłem kluczyki i wsiadłem do auta kładąc telefon obok w schowku. Jadąc w stronę lotniska dostałem sms’a od Agi. Napisała „Hej! Czekamy w hangarze 4. Hurry up!”. No dobra… jak hurry up to hurry up – nie myśląc długo wcisnąłem pedał gazu mocniej i po może 15 minutach byłem pod lotniskiem, ale co z tego jak z 20 min krzątałem się po jego płycie szukając tego hangaru. W końcu dopatrzyłem się jakiegoś radiowozu stojącego na poboczu wyznaczonej drogi. Nie wiedziałem jak podjechać, ale zrobiłem tak jak Aga w nocy. Uchyliłem okno i spytałem się, gdzie jest „czwórka”. Policjantka powiedziała, żebym jechał za nimi (w jej aucie był jeszcze jakiś policjant). Wyjechała przede mnie i zaczęła mną kierować. Po kilku minutach dała mi znak prawym kierunkiem, że tam jest. Skręciłem i wjechałem do ogromnej hali, a tam… zamiast samolotów były auta. Każdy innej marki  i innego koloru. Cicho to tam nie było, bo każdy miał włączony silnik i radia, ale gdy zobaczyłem te kobiety i dźwięk maszyn, to od razu mi się spodobało.
    
Zaparkowałem obok czerwonego auta mojej koleżanki i popatrzyłem na nią… ona uchyliła okno i dała mi znak żebym wsiadł do jej samochodu. Skoro prosiła, to trzeba było to zrobić. Będąc u niej w aucie powiedziała mi co i jak, że to są zawody organizowane przez Red Bull. Do wygrania w wielkim finale jest 100 tysięcy euro, który odbędzie się we Frankfurcie. Wygraną rozdzielimy po połowie a 10 tyś przeznaczymy na sprzęt. Plan jest prosty, teraz trzeba go zrealizować – pomyślałem i wysiadłem z auta. Patrzyłem po szpanerach, którzy popisywali się swoimi wózkami, a tak naprawdę ich „fury” się na złom nadawały. Do okna zapukał jakiś koleś, przez szybę, dał mi kartkę i powiedział że jak chcę się ścigać, to żebym się wpisał na listę. Po wpisaniu życzył mi powodzenia i wręczył mi numer 29. Hahaha, ale fart! 29 to mój dzień urodzin i szczęśliwa liczba – powiedziałem do faceta, który był już przy następnym samochodzie, a on odwrócił się i uśmiechną. 

    Przez spory kawał czasu chodziłem po hangarze patrząc na cacka moich przeciwników i dziewczyny podające napoje, A równo o godzinie 14 speaker prosił wszystkich o wyłączenie silników i czekanie na wytypowanie swojego numeru. W między czasie upominał wszystkich o zachowanie się fair wobec wszystkich uczestników których było 64 z naszego kraju. Mało, ale kto by zawitał do naszej dziury? Szczerze mówiąc było więcej aut, z tym że oni tylko na pokaz przyjechali. 
    
    Wyścigi działały na zasadzie eliminacji, tak więc każdy w pierwszej serii miał jeden wyścig, przegrany odpadał, a wygrany przechodził do drugiego etapu. Wysiadłem z auta i spytałem jednego z sędziów, o której godzinie się zaczną wyścigi i czy mógłbym zrobić przejazd testowy. Mężczyzna odpowiedział, że ze względu na upał trzeba przesunąć start na godzinę 15 i udzielił mi pozwolenia na przejazd. Gdy odszedłem od niego i usiadłem za kółkiem podbiegł do mnie i powiedział, że muszę zwolnić tor dziesięć minut przed planowanym startem. Kiwnąłem głową po czym wyjechałem z ogromnej hali, gdzie w zwykłe dni służą jako garaż dla ogromnych odrzutowych maszyn. Cóż, poza nim impreza trwała w najlepsze. Pojawił się DJ, który nadawał klimat i rozkręcał widownie. Zatrzymałem się na linii startu. Rozejrzałem się i zobaczyłem że ten cały tłum ludzi zwrócił wzrok w moim kierunku. Czyżbym miał tremę? – pomyślałem i próbowałem uspokoić nerwy. Torem (jak już wspomniałem), był pas startowy lotniska i wyglądał tak . Organizatorzy uprzejmie włączyli mi sygnalizacje startową. Skupiony patrzyłem na sygnalizacje. Czerwone… żółte… zielone… dźwięk syreny… ruszyłem. Droga była fantastyczna… bez wybojów. Przez ponad 20 sekund prędkość powoli się zwiększała, a ja analizowałem na jak wiele mogę sobie pozwolić podczas wyścigu, lecz coś w głębi serca mi powiedziało, że to wyścig i jadę tak szybko jak to możliwe. Po przekroczeniu mety zwolniłem i usłyszałem oklaski. Skierowałem się w kierunku hangaru i zatrzymałem się tam gdzie wcześniej. Aga się spytała jak tor się sprawuje, na co odpowiedziałem „sama zobaczysz”.


    Wysiadłem z auta i usiadłem na masce. W końcu 15:00… pora na pierwsze 32 wyścigi. Dziwiło mnie, dlaczego Tomek zaparkował daleko od nas, prawie w samym rogu i siedział cicho. Nie rozmawiał z żadną osobą. Chciałem przerwać mu tą cisze, ale jakoś nie miałem odwagi podejść. W moje ślady poszli inni kierowcy i również usiedli na maskach swoich aut. Wszyscy wpatrzeni byliśmy w telewizory w których pokazywano obecny wyścig. 
    
    Nasz outsider Tomek został wylosowany jako pierwszy z naszej trójki, wystartował w 12 wyścigu. Oczywiści z łatwością wygrał. Ogromna przewaga wzbudziła respekt wśród uczestników. Po pewnym czasie nadszedł kolej na mnie. Wyścig nr 36. Przed tym jak usiadłem za kółkiem, mój rywal podał mi rękę na znak Fair Play. Ustawiliśmy się w hangarze w jednej linii, a prowadził nas samochód bezpieczeństwa. Gdy kierowaliśmy się na start ludzie zaczęli klaskać, co było bardzo miłe. Zatrzymaliśmy się i wyrównaliśmy. Otarłem krople zimnego potu z czoła i skierowałem wzrok na przeciwnika, on poczynił to samo. Gdy zapaliło się zielone światło ruszyłem przed siebie, dużo bardziej agresywnie, szybciej… W lusterku zobaczyłem włóczącego się za mną przeciwnika. Źle wystartował przez co zgasł mu silnik. Dzięki temu incydentowi wygrałem pierwszy wyścig, bez problemu eliminując przeciwnika z dalszej rozgrywki. Nie do końca pamiętam, w którym wystartowała Aga. Wiem, że wygrała… z trudem, ale wygrała.

Mike
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Masakra! Zrobiłem to! ;0 Wiem, że trochę tego dużo, ale chyba lepsze to niż nic? Więcej ode mnie macie w informacjach poniżej. Jeżeli chcecie się skontaktować piszecie mi na maila. Strzałka!

Piosenka dnia:
Dżem - Skazany na bluesa

Konrad

PS

Cześć i chwała bohaterom, którzy zginęli w trakcie Powstania Warszawskiego! 

Kilka słów ode mnie.

Siemasz wszystkim... co miałbym tu napisać? Ja... nie wiem. Nie pytajcie się mnie dlaczego nie dodawałem, bo naprawdę nie wiem. Przykro mi z tego powodu, że was opuściłem, kompletnie mi głupio, że się czegoś podjąłem i wyszło jak wyszło. Brak mi słów... przepraszam. Działo się u mnie bardzo wiele, ale zarazem nic. Jakoś tak szkoła, dziewczyna, znajomi, obowiązki... To wszystko bardzo zwęziło mój zapas czasu. Teraz mam całkowitą pustkę w głowie. Brak pomysłów... nic... zero. Dlatego ten wpis jest bez notki. Nie przyzwyczajajcie się że będzie ich wiele... może w najbliższym czasie takie jak te się pojawią, ale będą to ostatnie w tym miesiącu, w następnych jak powrócę do sił i znów głowa zacznie mi tryskać pomysłami, to będą same notki z malutkimi słowami ode mnie i czymś nowym, co będzie charakterystyczne dla mojego bloga (Piosenka dnia). W skrócie może opiszę co nieco by nie być dłużnym. 30 lipca była 19 rocznica śmierci Ryśka Riedla... dla mnie dzień dosyć ważny, bo jego piosenki naprawdę podtrzymały mnie na duchu w ciężkich chwilach (których jest mało, bo z reguły jestem uśmiechniętym facetem). Tak więc, by zapamiętać go godnie, dziś piosenką dnia, będzie piosenka Dżemu, ale o tym na końcu. Wczoraj było dość fajnie. Odwalaliśmy z kumplami na xfire i w ogóle śmiechy były, więc wystarczy tylko tyle by to nie o tym jest blog. Dziś = Leń... wieeeeeeelki leń. Hmmm... a jutro... nie wiem co będzie... nic nie planuję, a nawet nie mam zamiaru, oprócz wpisu ze specjalną dedykacją dla mojej dziewczyny, mimo że (chyba) nie czyta tego bloga. Jutro mija rok jak jesteśmy razem, a więc jest co opijać. To by było na tyle, a jak się zbiorę to z miłą chęcią dziś dodam notkę. Szczerze w to wątpię, ale może. Jeszcze raz przepraszam. Strzałka!

Obiecana - Piosenka dnia:
Dżem - Skazany na bluesa

Konrad.