11/25/2013

Notka 5

    Po dotarciu na miejsce zobaczyłem auto koleżanki, więc podszedłem i zapukałem w dach. Aga była zaczytana w brukowca, ale gdy tylko usłyszała puknięcia podniosła wzrok i z uśmiechem powiedziała "No nareszcie jesteś. Ile można czekać? Wsiadaj". Odwzajemniłem uśmiech po czym wsiadłem z przodu, zapiąłem pasy i powiedziałem że możemy jechać. Powoli udaliśmy się na skraj miasta, a gdy minęliśmy tablicę informującą koniec terenu zabudowanego Aga zatrzymała się na poboczu. Zapytałem się jej:

- Czemu nie jedziemy dalej?
- Musisz coś dla mnie zrobić - skierowała wzrok na mnie
- Słucham Cie, co mam zrobić?
- W schowku są okulary. Musisz je założyć
- Ale po co? Nie mam wady wzroku - odpowiedziałem jej lekko oburzony
- Spokojnie, to są okulary przeciwsłoneczne, lecz specjalnie zasłonięte od środka byś nic nie widział, rozumiesz?
- No ale po co? - odezwała się też moja gestykulacja rękami
- Jedziemy gdzieś, gdzie nie chcę byś znał drogę. To jedyny warunek, jeśli nie chcesz to zawrócimy się, ale zaszedłeś już daleko. Nie warto marnować tego
- Uhhhh... Dobrze - Patrząc na nią spod byka i kręcąc głową, wyciągnąłem ze schowka okulary, po czym je założyłem
- I jak?
- Super... Nic nie widzę - Oparłem się o fotel, odchyliłem go do tyłu i zamknąłem oczy
- I oto chodziło  -w tym momencie poczułem jej dłoń na moim udzie. Szybko ją zabrała, bo ruszyliśmy.

    Podróż minęła stosunkowo szybko, a dlaczego? Po ponownym włączeniu się do ruchu Aga włączyła muzykę, a dzięki temu zasnąłem. Obudziła mnie po jakimś czasie Agata. Jej ręka po raz kolejny znalazła się na moim udzie, ruszała swoją ręką w lewo i w prawo wprawiając w ten sam ruch moją nogę. W między czasie mówiła "Ej, Mike obudź się. Wstawaj śpiochu". Dopięła swego, podniosłem swoje powieki i zaspanym głosem powiałem:

- Co jest? - przeciągnąłem się, bo było mi okropnie niewygodnie
- Za chwile będziemy na miejscu, możesz już zdjąć okulary
- Oooo... to dobrze,  a gdzie jedzenie? - zdjąłem okulary, a kiedy je zdjąłem uśmiechnąłem się do Agi
- Zjesz, gdy dojedziemy. Słuchaj zadzwoń do Tomka i powiedz mu, że za chwile będziemy, ok? - mówiąc to podała mi swój telefon. Oczywiście zrobiłem to.

    Dotarliśmy na miejsce. Był to drewniany domek w środku lasu, otoczony był wysokim płotem. Jedyną drogę dojazdową blokowała rozsuwana w jedną stronę automatyczna brama. Obok domku stała altanka na samochody, powiedziałbym że to garaż, lecz nie miał nawet ścian, tylko cztery filary a nad nimi dach. Tam też wjechaliśmy. Kolejna sprawa do bardzo mało zieleni, bo większość podwórka stanowiła kostka brukowa. Gdy tylko Aga zaparkowała, Tomek wyszedł z domku. Ja w tym czasie wysiadłem z auta i przywitałem się z nim. Poprosił mnie o pomoc w wyciągnięciu wózka Agaty. Ostrożnie to zrobiliśmy, po czym pomogliśmy koleżance usiąść na wózku. Podziękowała nam. W drodze do mieszkania spytałem się gdzie jesteśmy tak dokładnie, no a Aga zażartowała, że dokładnie to daleko. Weź tu się człowieku dogadaj. No, ale nic, Tomek wpuścił nas jako pierwszych i od razu na wejściu zaimponował mi zapach pieczonego kurczaka. Powiedziałem głośno "uuuu... coś czuje, że będzie wyżerka", przy czym zacierałem ręce. Łazienka jest tu - powiedziała Aga uderzając ręką w drzwi stojące obok niej. Pomyślałem, że wypada umyć dłonie. Tak więc po chwili tam się znalazłem, zrobiłem co miałem zrobić i dołączyłem do reszty, siedzieli w pokoju, który widać było z korytarza. Na środku stał przystrojony w pyszne dania stół, obok były trzy krzesła i jedno wolne miejsce, pod które podjechała brunetka. Siadając zapytałem się, czy ktoś jest tu oprócz nas. Tomek odpowiedział mi, że tak. W trakcie uczty przyszedł czwarty gość. Był to Krystian, na oko dwu metrowy osiłek. Poznaliśmy się i jakoś miną nam czas. Trochę pożartowaliśmy, trochę poopowiadaliśmy o sobie. Dowiedziałem się, że Krystek to brat Tomka, dowiedziałem się także co jest powodem obecnego stanu naszej jedynej kobiety w gronie. Otóż miała poważny wypadek samochodowy. Pijany kierowca zderzył się z nią podczas nocnego powrotu do domu. Poruszyliśmy też kwestie Mariusza. Był to wieloletni kierowca z doświadczeniem, lecz sytuacja rodzinna zmusiła go do opuszczenia kraju i zerwania z czymś co kochał - z wyścigami. Teraz ma dom i rodzinę w Holandii.

    Gdy skończyliśmy jeść, kiedy byłem nawet rozluźniony i uśmiechnięty, dotarło do mnie, że chyba nie mogło mnie spotkać nic lepszego. Krystian wyszedł, by po chwili wrócić z butelką whisky i trzema kieliszkami. Stojąc rozlał każdemu, usiadł i rozejrzał się. Głos zabrał Tomek, rozmowa przebiegała tak:

- Dobra, pora przejść do interesów - wziął łyka napoju po czym kontynuował - Ludzie z którymi się ścigałeś byli z różnych środowisk, także i tych z którymi nie powinieneś się zadawać.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- To, że masz dwa wyjścia. Odchodzisz od nas po głównych zawodach, bierzesz swoją część i zapominay o sobie, lub pracujesz dalej.
- A gdzie jest haczyk?
- Hmmmm... Powiedzmy, że musisz stać się anonimowy, musisz przestać istnieć. Żadnych kontaktów towarzyskich, ufasz tylko nam i nikomu więcej. Musisz uważać na siebie...
- Jak to uważać na siebie? Po raz kolejny to słyszę, o co chodzi? - wtrąciłem się w zdanie, zacząłem odczuwać strach
- Dowiesz się w swoim czasie. Wszystko się rozstrzygnie po finałach, ale musimy wstępnie teraz wiedzieć czy chcesz jeździć dla nas.
- Straciłem prace i nie mam z czego się utrzymać! Ja muszę z wami jeździć... - zdołowany sięgnąłem po kieliszek... łyk na pewność siebie
- Poczekaj chwile - stuknął Krystiana, poszli dalej i naradzali się... widać było, że osiłek nie jest zadowolony, ale chyba uległ, bo machną ręką i gdzieś poszedł, a Tomasz wrócił do nas
- Co jest? - z niepewnością powiedziałem. W tym czasie Krystek wrócił i położył niewielką walizkę obok szklanki z moją whisky
- To mało ważne, teraz ważne jest to co jest w tym - wskazał na walizkę
- Co masz na myśli?
- Oh... zobacz to się przekonasz

    Z niepewnością sięgnąłem po walizkę, otworzyłem ją, a tam... a tam broń wraz z kaburą. Boże w co ja się wpakowałem? Na co mi broń? Przecież ja tylko jeżdżę. Kim oni są? Między innymi takie pytania były w mojej głowie, a ja sam zbledniałem. Nie potrafiłem z siebie wydusić ani słowa. Agata powiedziała wtedy:

- Noś ją przy sobie cały czas, a gdy będziesz się kładł spać zamykaj wszystkie drzwi i okna. Broń najlepiej miej wtedy gdzieś blisko. Człowiek z którym się ścigałeś nie jest zadowolony z tego, że wygrałeś. Jest nieobliczalny, to dla Twojego bezpieczeństwa.

Mike
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Siemacie ludziska :D Mam nadzieje, że udał wam się weekend hmmm? :) Mój był owładnięty pracą, a jej jeszcze więcej przybywa, więc stąd nieregularne notki, ale nie moja wina, że wszystkiego mi się mnoży. Dziś mi wpadło zlecenie na stworzenie świątecznego layout'u jednej ze stron. A to tylko szczyt góry lodowej, że tak powiem ;) Kolejna notka może w niedziele... zobaczę, nie obiecuję. Moje gg chyba podawałem, więc proszę o wszelki kontakt tam. Ja nie gryzę xd Dobra może trochę :D Mam nadzieje, że się podoba :) Do następnego i no takie tam i wgl xd Strzałka! :D

Piosenka dnia:
Konrad

11/17/2013

Notka 4

    Kolejne wyścigi, wygrane i te obawy, czy wyścig który mnie czeka jest moim ostatnim dzisiejszego dnia. Czy to będą już moje odwieczne dylematy? Nie wiem, ale jeśli tak, to może być naprawdę bardzo źle. Jeśli mam być szczery, to zaczyna mi się to podobać, bo tylko za kółkiem mogę uwolnić swoją bestie, która drzemie we mnie bardzo głęboko. Nie będę przynudzał tym co się działo dokładnie w każdym kolejnym kursie po lotnisku, tak więc opowiem tylko to o czym, że tak powiem, muszę.

    Mój drugi wyścig łatwy nie był. Problemy ze sprzęgłem przeraziły mnie, ale od czego jest wola walki tak? Wystarczyła mi sekunda by przejść do 1/16, ale, ale... przeciwnik mimo niepozornego mercedesa, pod maską miał potwora, zdolnego wyprzedzić na torze moją czarnulkę. Co poszło nie tak? Pewny nie jestem ale presja działa na każdego bez wyjątków. Teraz już przejdę do konkretów. Otóż, gdy miałem przed sobą ćwierć finał, mój wylosowany wcześniej przeciwnik przykuł moją uwagę. Stałem przy maszynie z wodą i patrzyłem na telewizor. Ludzie, którzy odpadli, dawali w przerwie różne pokazy, dzięki czemu nikt się nie nudził, ale wracając. Facet podszedł do mnie i ostrzegł, że gdy będę grał nie fair, to on również zagra nie fair. Był zdeterminowany... po głosie wywnioskowałem, że liczy się dla niego tylko wygrana. Nie odpowiedziałem mu nic, bo po co? Lepiej zachować w takiej sytuacji zimną krew i język za zębami... tym bardziej, że byłem tam pierwszy raz. Tomek zajął się moim sprzęgłem, dzięki czemu zostawiłem pewniaka w tyle. Szkoda mi tylko mojego mechanika, bo z naszej ekipy jako pierwszy odpadł. Aga natomiast wycofała się z wyścigu. Kompletnie nie wiem co jej odbiło, gdy z nią rozmawiałem nie chciała mi odpowiedzieć. Poprosiła mnie, abym wsiadł do jej auta, zrobiłem to. Wymieniliśmy spojrzenia, siedzieliśmy tak chwile po czym z niepewnością w głosie spytałem:

- Co Ty odwalasz? Dlaczego oddałaś?
- Nie musisz wiedzieć, musiałam to zro...
- Musiałaś? - Przerwałem jej wypowiedź
- Tak
- Dlaczego?
- Nie musisz wiedzieć! - Agata podniosła głos, patrząc się na mnie jak nigdy.
- A więc dlaczego chciałaś tu porozmawiać?
- Chodzi o to, że musisz mi obiecać coś... Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał. To coś więcej niż tylko wyścig. 
- Jak to coś więcej? 
- Obiecaj mi to. Uważaj na siebie, uważaj na to co robisz i mówisz. Proszę Cię

    Prosząc mnie, położyła swoją prawą dłoń na moim barku i przysunęła się dość blisko. Popatrzyłem jej głęboko w oczy. Zrobiły się szklane, jakby miała zacząć płakać, a ja odwróciłem swój wzrok na krótką chwile i przytaknąłem, spuszczając głowę w dół. W tym czasie usłyszałem w głośnikach, że mam pięć minut. Aga wyszeptała "idź już i pamiętaj co obiecałeś". Wracając do swojego samochodu, moje myśli były jak słuchawki wyjęte z kieszeni. Poplątane, z których nic sensownego nie mogłem wynieść. Po tajemniczej rozmowie, może niesłusznie i zbyt szybko, nabrałem zaufania do kobiety, której na dobrą sprawę nie znam. Sam wyścig był dla mnie zniesiony dość dobrze, bo po wyjeździ z hangaru byłem skupiony tylko na tym, żeby dojechać na metę jako pierwszy. Ta presja dała mi dodatkową motywacje na zwycięstwo, które oczywiście zgarnąłem. Bez niespodzianek dotarłem do finału który miał się odbyć o 21. Organizatorzy odwalili kawał dobrej roboty, bo wszystko było dopięte na ostatni guzik i dokładnie o wyznaczonej godzinie byłem na starcie. A kto był moim rywalem? Facet któremu zwycięstwo oddała kierowniczka. Speaker poprosił o ciszę dla nas, ścigających się. Wnet jak na rozkaz publiczność zamilkła, a ja bez wiwatów poczułem się nieswojo. Wcisnąłem przycisk play w radiu, w którym znajdowała się moja składanka ulubionych utworów. Od początku jechaliśmy zderzak w zderzak, koło w koło, a już w połowie trasy wyprzedziłem go o połowę długości mojego porsche. Kompletnie nieświadomy zwycięstwa przekroczyłem linie końcową. Chwile później jak to zrobiłem, odpalone zostały fajerwerki, tłum zaczął klaskać a inni kierowcy trąbić, być może w geście gratulacji... tego nie wiem. Na mnie czekali członkowie zespołu z gratulacjami. Zaraz gdy tylko zatrzymałem auto wysiadłem z niego i podniosłem lewą rękę w geście zwycięstwa. Obok zatrzymał się mój przeciwnik, szybko znalazłem się przy jego lewym oknie. Podziękowałem mu za wyścig, a ten mnie zignorował. Odciągną mnie Tomek i powiedział, żebym nie udzielał wywiadów. Faktycznie dziennikarze złapali mnie przy podium, ale posłuchałem się kumpla i odmówiłem mówienia czegokolwiek... nie licząc podziękowań za gratulacje i życzenia. Gdy stałem na najwyższym stopniu podium, odebrałem bilet do Czech, gdzie miał się odbyć kolejny etap, kwiaty i jakiś szampan bezalkoholowy, który był przeokropny. Jak dotąd to była jedna z najlepszych chwil jaką miałem w życiu. Byłem okropnie zmęczony i chciałem się znaleźć w domu. Zaoferowano mi eskortę policji pod sam dom z której skorzystałem. Chwile po ceremonii zostaliśmy hucznie pożegnani z płyty lotniska. Przez to, że staliśmy w korkach, byłem w domu późno, lecz od razu położyłem się spać. W ubraniach, bez kolacji. Po prostu się położyłem i zasnąłem. Tak czasem mam, co zrobisz?

    Rankiem obudził mnie pies szczekający mi nad głową. Biedna psina zgłodniała, taki urok posiadania zwierzaka. Muszę podziękować sąsiadce, że zgodziła się opiekować Rex'em, gdy mnie nie było, bo w przeciwnym razie bym miał niespodziankę gdzieś. I to na pewno nie taką, która by mnie zadowoliła. Jak wstałem było po dziesiątej. W tel sms od Agi. Oto treść  tego sms'a: "Hej, musimy się spotkać we trójkę, przyjdź pod galerie o 14, przejedziemy się."
W sumie co mi szkodzi? Teraz team jest moim obowiązkiem, wiec trzeba. Tylko co ja zjem na śniadanie? Wiem! Zadzwonię do Agaty i spytam się jej, czy będzie jakieś żarcie. Wybrałem numer i czekam na odebranie telefonu.

- W końcu odebrałaś! Słuchaj jest sprawa
- Wybacz, byłam zajęta. O co chodzi?
- Będzie co jeść jak się spotkamy?
- Hmmmm... A co chcesz?
- Cokolwiek
- Zrobię coś, nie martw się
- Ooooo... dzięki, ratujesz mi życie, do zobaczenia
- No trzymaj się, cześć - rozłączyła się

    Po rozmowie umyłem się i ubrałem, później nasypałem nasypałem karmy do miski Rex'a i pooglądałem skróty meczów NBA. Ucieszyłem się bo moja ulubiona drużyna jest w dobrej formie, podobnie jak ja. Mijał czas powoli, a ja głodowałem nadal, w końcu się nie doczekałem i zrobiłem sobie a la starter. Czternasta dobijała, tak więc musiałem się zbierać. Powiadomiłem sąsiadkę, pozamykałem i udałem się w kierunku galerii.

Mike
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Notka obiecana nieznanej mi koleżance mojej przyjaciółki. Tak więc dziękuje za czytanie tych wypocin :) Słowo dotrzymane :) Właściwie nie wiem co tu napisać. W moim życiu sporo się pozmieniało, obawy się potwierdziły ale życie toczy się dalej. Długo myślałem nad tym co napisze jako ostatnie, ale pozostawiam to jako najlepsza część całej tej notki. Jestem świadomy, że po odsłuchaniu tej piosenki dziwnie o mnie pomyślicie, ale pewien fragment tej piosenki wywołuje u mnie mocne wspomnienia i to właśnie ten kawałek dał mi wenę do napisania notki. Wracając, to moją prawdziwą pasją jest muzyka, a przez szkołę, znajomych i właśnie przez muzykę, mam mało czasu na pisanie czegoś. Dałem sobie czas do 21, a już jest równa, tak więc będę się żegnał i publikował to... coś. Strzałka!

Piosenka dnia:
Bring Me The Horizon - Deathbeds

Konrad

8/02/2013

Słowa ode mnie (2)

Okej wiem, że miał być wpis dla mojej dziewczyny, ale... pomyślałem i doszedłem do wniosku, że to byłby zły pomysł, by każdy mógł widzieć jej prezent... po drugie mamy bardzo silny kryzys... obawiam się, że już niedługo koniec ;c Chcę uratować to co..., a zresztą... nie będę się tutaj wyżalał. Na dniach pojawi się kolejny wpis i mam nadzieje że ktoś zacznie czytać, udostępniać i tak dalej i tak dalej. Szczerze, to jeszcze nie ogarnąłem co potrafi blogspot, jak się wybić i wgl. Podobno szybko się uczę, ale na razie mam sprawy osobiste. Kolejna notka będzie raczej krótka, a co opowie, to sami zobaczycie. Miłego dnia ludzie :) Strzałka!

Piosenka dnia:
Rise Against - The Approaching Curve  (polecam piano cover)
Konrad

8/01/2013

Notka 3

    Co mnie podkusiło żeby nie brać auta? Teraz nie chce mi się wracać taki kawał do domu i to jeszcze o tej porze. Mam nadzieje, że nikt mnie nie napadnie – uśmiechnąłem się delikatnie wracając do domu po oświetlonych chodnikach miasta. Dookoła ani jednej żywej duszy, tylko ja, w ciszy, w samotności… Lubię takie chwile. Bywały momenty, gdy zamiast samotności wolałem towarzystwo, ale z reguły jestem typem samotnika. Dla mnie ukojeniem jest taka izolacja, kiedy mam do podjęcia ważną decyzje.

    Nie przepadam za wyścigami oglądanymi w TV czy na żywo, lecz kiedy to ja prowadzę sprawa wygląda zupełnie inaczej. Rock i dźwięki silników to muzyka dla moich uszu, no ale czy warto rzucić prace i narażać swoje i innych życie dla odrobiny adrenaliny? Nie… chyba nie. Z drugiej strony jednak warto się wyszaleć teraz, kiedy jestem młody. Mam 26 lat i jeszcze mało się wyszalałem, a za kółkiem jest wszystko – adrenalina, muzyka i świadomość że w  aucie jestem tylko ja. Mijały minuty a ja ciągle zastanawiałem się co jest lepszym wyjściem, w końcu gdy byłem przy drzwiach postanowiłem, że zaryzykuje. Porzucę prace i zacznę się ścigać. Wyciągnąłem komórkę i kartkę, na której był numer, wklepałem go i na tym się skończyło. Brak kasy na koncie… szlak by to jasny trafił. Zdenerwowany wszedłem do domu i ściągając tylko buty położyłem się na kanapie w salonie. Byłem zmęczony i zdenerwowany, więc nie trudno było o błogi sen, ale na krótko. Obudził mnie po ósmej telefon od szefa. Zaspany odebrałem i powiedziałem:

- Halo

- Za halo w mordę walą! Gdzie Ty jesteś? – ojjj… szef nieźle się wkurzył.

- Kierowniku przepraszam, ciężką noc miałem i nie zdołałem się obudzić na czas

- Akurat! Ja też przepraszam, że Cie obudziłem. Więcej już nie będę, bo wylatujesz. Dosyć mam tego Twojego ciągłego spóźniania się. Mamy kilka innych osób na Twoje stanowisko. To co zarobiłeś dziś przeleje Ci na konto. Dowidzenia i dobranoc!. – szef rozłączył się.

    O jak fajnie. Teraz już mogę sobie pospać na luzie – powiedziałem na głos i włożyłem telefon pod poduszkę, a gdy zamknąłem już oczy kolejny telefon, spojrzałem na niego a tam nieznany numer. Kto to znów dzwoni? – pomyślałem i odebrałem

- Siemka Mike – Tak… To ten słodki głos dziewczyny, od której dostałem propozycje

- No cześć Aga – Już całkowicie na luzie odpowiedziałem lekko zaspanym głosem

- Jaka decyzja? Jeździsz z nami?

- Tak… jeżdżę.

- Super, tak więc dawaj na lotnisko

- Tam? Po co? – Zdziwiony otworzyłem oczy i podniosłem się zapierając się na łokciu

- Wiesz co to drag racing?

- Wiem

- Więc wsiadaj do auta i przyjeżdżaj, jasne?

- Ok.

    Rozłączyłem się i zacząłem się krzątać po domu, myć się, jeść i inne pierdoły, które każdy z nas robi, gdy wychodzi z domu. Chwyciłem kluczyki i wsiadłem do auta kładąc telefon obok w schowku. Jadąc w stronę lotniska dostałem sms’a od Agi. Napisała „Hej! Czekamy w hangarze 4. Hurry up!”. No dobra… jak hurry up to hurry up – nie myśląc długo wcisnąłem pedał gazu mocniej i po może 15 minutach byłem pod lotniskiem, ale co z tego jak z 20 min krzątałem się po jego płycie szukając tego hangaru. W końcu dopatrzyłem się jakiegoś radiowozu stojącego na poboczu wyznaczonej drogi. Nie wiedziałem jak podjechać, ale zrobiłem tak jak Aga w nocy. Uchyliłem okno i spytałem się, gdzie jest „czwórka”. Policjantka powiedziała, żebym jechał za nimi (w jej aucie był jeszcze jakiś policjant). Wyjechała przede mnie i zaczęła mną kierować. Po kilku minutach dała mi znak prawym kierunkiem, że tam jest. Skręciłem i wjechałem do ogromnej hali, a tam… zamiast samolotów były auta. Każdy innej marki  i innego koloru. Cicho to tam nie było, bo każdy miał włączony silnik i radia, ale gdy zobaczyłem te kobiety i dźwięk maszyn, to od razu mi się spodobało.
    
Zaparkowałem obok czerwonego auta mojej koleżanki i popatrzyłem na nią… ona uchyliła okno i dała mi znak żebym wsiadł do jej samochodu. Skoro prosiła, to trzeba było to zrobić. Będąc u niej w aucie powiedziała mi co i jak, że to są zawody organizowane przez Red Bull. Do wygrania w wielkim finale jest 100 tysięcy euro, który odbędzie się we Frankfurcie. Wygraną rozdzielimy po połowie a 10 tyś przeznaczymy na sprzęt. Plan jest prosty, teraz trzeba go zrealizować – pomyślałem i wysiadłem z auta. Patrzyłem po szpanerach, którzy popisywali się swoimi wózkami, a tak naprawdę ich „fury” się na złom nadawały. Do okna zapukał jakiś koleś, przez szybę, dał mi kartkę i powiedział że jak chcę się ścigać, to żebym się wpisał na listę. Po wpisaniu życzył mi powodzenia i wręczył mi numer 29. Hahaha, ale fart! 29 to mój dzień urodzin i szczęśliwa liczba – powiedziałem do faceta, który był już przy następnym samochodzie, a on odwrócił się i uśmiechną. 

    Przez spory kawał czasu chodziłem po hangarze patrząc na cacka moich przeciwników i dziewczyny podające napoje, A równo o godzinie 14 speaker prosił wszystkich o wyłączenie silników i czekanie na wytypowanie swojego numeru. W między czasie upominał wszystkich o zachowanie się fair wobec wszystkich uczestników których było 64 z naszego kraju. Mało, ale kto by zawitał do naszej dziury? Szczerze mówiąc było więcej aut, z tym że oni tylko na pokaz przyjechali. 
    
    Wyścigi działały na zasadzie eliminacji, tak więc każdy w pierwszej serii miał jeden wyścig, przegrany odpadał, a wygrany przechodził do drugiego etapu. Wysiadłem z auta i spytałem jednego z sędziów, o której godzinie się zaczną wyścigi i czy mógłbym zrobić przejazd testowy. Mężczyzna odpowiedział, że ze względu na upał trzeba przesunąć start na godzinę 15 i udzielił mi pozwolenia na przejazd. Gdy odszedłem od niego i usiadłem za kółkiem podbiegł do mnie i powiedział, że muszę zwolnić tor dziesięć minut przed planowanym startem. Kiwnąłem głową po czym wyjechałem z ogromnej hali, gdzie w zwykłe dni służą jako garaż dla ogromnych odrzutowych maszyn. Cóż, poza nim impreza trwała w najlepsze. Pojawił się DJ, który nadawał klimat i rozkręcał widownie. Zatrzymałem się na linii startu. Rozejrzałem się i zobaczyłem że ten cały tłum ludzi zwrócił wzrok w moim kierunku. Czyżbym miał tremę? – pomyślałem i próbowałem uspokoić nerwy. Torem (jak już wspomniałem), był pas startowy lotniska i wyglądał tak . Organizatorzy uprzejmie włączyli mi sygnalizacje startową. Skupiony patrzyłem na sygnalizacje. Czerwone… żółte… zielone… dźwięk syreny… ruszyłem. Droga była fantastyczna… bez wybojów. Przez ponad 20 sekund prędkość powoli się zwiększała, a ja analizowałem na jak wiele mogę sobie pozwolić podczas wyścigu, lecz coś w głębi serca mi powiedziało, że to wyścig i jadę tak szybko jak to możliwe. Po przekroczeniu mety zwolniłem i usłyszałem oklaski. Skierowałem się w kierunku hangaru i zatrzymałem się tam gdzie wcześniej. Aga się spytała jak tor się sprawuje, na co odpowiedziałem „sama zobaczysz”.


    Wysiadłem z auta i usiadłem na masce. W końcu 15:00… pora na pierwsze 32 wyścigi. Dziwiło mnie, dlaczego Tomek zaparkował daleko od nas, prawie w samym rogu i siedział cicho. Nie rozmawiał z żadną osobą. Chciałem przerwać mu tą cisze, ale jakoś nie miałem odwagi podejść. W moje ślady poszli inni kierowcy i również usiedli na maskach swoich aut. Wszyscy wpatrzeni byliśmy w telewizory w których pokazywano obecny wyścig. 
    
    Nasz outsider Tomek został wylosowany jako pierwszy z naszej trójki, wystartował w 12 wyścigu. Oczywiści z łatwością wygrał. Ogromna przewaga wzbudziła respekt wśród uczestników. Po pewnym czasie nadszedł kolej na mnie. Wyścig nr 36. Przed tym jak usiadłem za kółkiem, mój rywal podał mi rękę na znak Fair Play. Ustawiliśmy się w hangarze w jednej linii, a prowadził nas samochód bezpieczeństwa. Gdy kierowaliśmy się na start ludzie zaczęli klaskać, co było bardzo miłe. Zatrzymaliśmy się i wyrównaliśmy. Otarłem krople zimnego potu z czoła i skierowałem wzrok na przeciwnika, on poczynił to samo. Gdy zapaliło się zielone światło ruszyłem przed siebie, dużo bardziej agresywnie, szybciej… W lusterku zobaczyłem włóczącego się za mną przeciwnika. Źle wystartował przez co zgasł mu silnik. Dzięki temu incydentowi wygrałem pierwszy wyścig, bez problemu eliminując przeciwnika z dalszej rozgrywki. Nie do końca pamiętam, w którym wystartowała Aga. Wiem, że wygrała… z trudem, ale wygrała.

Mike
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Masakra! Zrobiłem to! ;0 Wiem, że trochę tego dużo, ale chyba lepsze to niż nic? Więcej ode mnie macie w informacjach poniżej. Jeżeli chcecie się skontaktować piszecie mi na maila. Strzałka!

Piosenka dnia:
Dżem - Skazany na bluesa

Konrad

PS

Cześć i chwała bohaterom, którzy zginęli w trakcie Powstania Warszawskiego! 

Kilka słów ode mnie.

Siemasz wszystkim... co miałbym tu napisać? Ja... nie wiem. Nie pytajcie się mnie dlaczego nie dodawałem, bo naprawdę nie wiem. Przykro mi z tego powodu, że was opuściłem, kompletnie mi głupio, że się czegoś podjąłem i wyszło jak wyszło. Brak mi słów... przepraszam. Działo się u mnie bardzo wiele, ale zarazem nic. Jakoś tak szkoła, dziewczyna, znajomi, obowiązki... To wszystko bardzo zwęziło mój zapas czasu. Teraz mam całkowitą pustkę w głowie. Brak pomysłów... nic... zero. Dlatego ten wpis jest bez notki. Nie przyzwyczajajcie się że będzie ich wiele... może w najbliższym czasie takie jak te się pojawią, ale będą to ostatnie w tym miesiącu, w następnych jak powrócę do sił i znów głowa zacznie mi tryskać pomysłami, to będą same notki z malutkimi słowami ode mnie i czymś nowym, co będzie charakterystyczne dla mojego bloga (Piosenka dnia). W skrócie może opiszę co nieco by nie być dłużnym. 30 lipca była 19 rocznica śmierci Ryśka Riedla... dla mnie dzień dosyć ważny, bo jego piosenki naprawdę podtrzymały mnie na duchu w ciężkich chwilach (których jest mało, bo z reguły jestem uśmiechniętym facetem). Tak więc, by zapamiętać go godnie, dziś piosenką dnia, będzie piosenka Dżemu, ale o tym na końcu. Wczoraj było dość fajnie. Odwalaliśmy z kumplami na xfire i w ogóle śmiechy były, więc wystarczy tylko tyle by to nie o tym jest blog. Dziś = Leń... wieeeeeeelki leń. Hmmm... a jutro... nie wiem co będzie... nic nie planuję, a nawet nie mam zamiaru, oprócz wpisu ze specjalną dedykacją dla mojej dziewczyny, mimo że (chyba) nie czyta tego bloga. Jutro mija rok jak jesteśmy razem, a więc jest co opijać. To by było na tyle, a jak się zbiorę to z miłą chęcią dziś dodam notkę. Szczerze w to wątpię, ale może. Jeszcze raz przepraszam. Strzałka!

Obiecana - Piosenka dnia:
Dżem - Skazany na bluesa

Konrad.

1/23/2013

Notka 2


Ze snu wyrwał mnie o 8 mój budzik. Oddał bym wszystko za jeszcze jedną, dodatkową, godzinę snu. Z niewyspania nie dociera do mnie nawet to, że spóźniłem się do pracy. No cóż, mam zaległy urlop, więc co mi szkodzi. Nawet jeśli by mnie wyrzucili, to jest masa innych stanowisk do wzięcia. Po dziesięciu minutach w miarę kontaktowałem. Leżąc w łóżku zastanawiałem się nad dzisiejszym spotkaniem z mą nieznajomą. Cóż… to się okaże dopiero o 23. Pomyślałem „pora wstać”, ale miałem takiego lenia, że zrobiłem dopiero po godzinie wylegiwania. Jak każdy inny normalny człowiek, swoje pierwsze kroki skierowałem do łazienki, gdzie wziąłem prysznic. Niestety… brak ciepłej wody… Szlak by to! No, ale cudem by było gdyby tylko na tym się skończyło. Brak ręcznika… ooo taaaak… Nie ma nic lepszego jak zimny prysznic i brak możliwości wytarcia się. Dobrze, że mieszkam sam, bo nie wypadało by wyjść nago z łazienki. Nawet mieszkając samemu dziwnie się czułem to robią, ale co zrobić… głupota boli. Po wytarciu się i ubraniu pora na śniadanie. W kuchni był zapas jedzenia… wczoraj robiłem zakupy. Dorwałem parówki ugotowałem je i zacząłem jeść, ale poranek bez muzyki to poranek stracony, więc postanowiłem włączyć coś sobie, by umilić ten czas podczas jedzenia. Przeglądając piosenki zatrzymałem się na moich ulubionych i dla mnie najlepszych piosenkach Three Days Grace. Akurat leciało „The High Road”, kiedy skończyłem jeść i zacząłem zmywać, ale przerwało mi pukanie do drzwi. Musiałem je otworzyć, zza okna zobaczyłem samochód firmy UPS… to był kurier… „W sumie nawet dobrze, że nie poszedłem do roboty”, pomyślałem. Otworzyłem, odebrałem paczkę, lecz nie otwierałem jej. Nie chciało mi się. Do około dwunastej siedziałem przed monitorem komputera, Nie miałem najmniejszego pojęcia co ze sobą zrobić, a do 23 jest jeszcze kupa czasu. Postanowiłem odejść od komputera i wyjść z moim psem Rex’em. O nim jeszcze nie pisałem… To czarny podpalany owczarek niemiecki, uwielbia przebywać w salonie i tam też ma swoje spanie. To bardzo mądre psisko, jeszcze nigdy nie zostawił mi niespodzianki, podczas gdy ja byłem w pracy. Na wakacje zabieram go ze sobą, by mógł zobaczyć kawałek świata. Lubię podróże, a najbardziej góry… polskie góry, a pies chyba także, ponieważ z miłą chęcią wychodzi na szlak, aby mi potowarzyszyć. Dobra, a wracając do tematu. Zawołałem go, lecz nie przebiegł jak zawsze, prawdopodobnie spał. Poszedłem, więc do salonu i tak jak myślałem, drzemał sobie w najlepsze. Zacząłem go głaskać, a on otworzył oczy patrząc na mnie. Powiedziałem do niego „Chodź Rex, idziemy na spacer”. Pies wstał i podbiegł do drzwi, ja w tym czasie poszedłem po smycz i kaganiec. Założyłem mu wcześniej wspomniane rzeczy i wyszliśmy. Błąkaliśmy się po mieście dość długo, oczywiście nie omijając parku, polnych dróżek i lasu do którego owe dróżki wiodły. Szedłem za psem patrząc jak beztrosko hasa po koleinach za miastem. Tego mi było trzeba, wyrwać się z biura, odejść od kółka i pooddychać świeżym powietrzem łącząc się w ten sposób z naturą. Błogi stan przerwał telefon od szefa, któremu nie spodobała się ta nieobecność. Po wytłumaczeniu i dostaniu nagany odetchnąłem z ulgą, że zachowam tą ciepłą posadkę. Nawet nie spojrzałem na zegarek podczas spaceru, nawet nie zerkałem jak zadzwonił telefon, dopiero gdy pies zaczął kierować nas w stronę domu zobaczyłem na wyświetlaczu telefonu czwartą popołudniu, no wiec po może pół godziny wolnego marszu znaleźliśmy się u progu drzwi do mieszkania. Kiedy tylko otworzyłem je i spuściłem psa ze smyczy, ten od razu znikną w kuchni, słychać było tylko chlupot wody. Ja o dziwo nie byłem głodny, ani spragniony, lecz cholernie zmęczony. Położyłem się na kanapie w salonie i zamknąłem oczy. Leżąc poczułem jak pies kładzie się obok mnie, ale bardziej w nogach. Kto ma psa, ten wie jakie to miłe uczucie, gdy jego pupil dba w taki sposób o jego bezpieczeństwo. Dzięki temu znalazłem się w objęciach Morfeusza. Spałem nieruchomo przez tylko cztery godziny w dzień… smutne, ale chciałem, żeby ten czas jakoś strzelił i mi się to udało. Po doprowadzeniu się po raz drugi dziś do porządku, czyli przemyłem twarz, zjadłem, wyperfumowałem i spojrzałem na zegarek. Jakimś cudem przeżyłem ten dzień pełen ekscytacji i paradoksalnie emocje się nasiliły. Zegarek wskazywał wpół do jedenastej, tak więc wyszedłem w kierunku wczorajszej mety. Szedłem dość szybko, a dochodząc do miejsca spotkania zauważyłem przede mną dwie osoby. Pierwsza osoba to był zdecydowanie mężczyzna, a druga, chyba kobieta… siedziała na wózku inwalidzkim. Dostrzegli mnie bo zaczęli patrzeć w moją stronę, zszokowany szedłem przed siebie… „tak to ona”- pomyślałem, i gdy tylko podszedłem do nich ona zagadała:
- Ooooo… Jest nasz słodziak – uśmiechnęła się po czym dodała – To jest Tomek, a Ty jak masz na imię?
- Mike – odpowiedziałem i podałem rękę Tomkowi i nieznajomej.
- Oh! Wybacz za moje maniery, Agata jestem. Przepraszam mi za tą porę, ale to rozmowa nie w środku dnia
- Właśnie, przyszliśmy tu w interesach,  nie na pogaduszki. Mogę się dowiedzieć o co chodzi? – próbowałem udawać stanowczego i pewnego siebie… tak naprawdę bałem się tego co odpowie.
- Tak. Racja. Otóż chciałabym, abyś ścigał się w naszej drużynie.
- Jak to drużynie? O czym Ty mówisz? – wyczekując odpowiedzi, schowałem ręce do kieszeni.
-  Nie wiem czy wiesz, ale w naszym mieście i okolicach organizowane są legalne i te nie do końca legalne wyścigi. Są to niestety drużynowe wyścigi i potrzeba trzech członków. Chcę, abyś jeździł dla nas
- Ale dlaczego akurat o to prosisz?
- Zajmiesz miejsce Mariusza – wtrącił się Tomek, po czym dodał – Długa historie, kiedy indziej Ci o tym powiemy
- No ok… ale skąd wiedzieliście, że wczoraj będę akurat tu?
- To miasto monitorowane bystrzachu – powiedziała Aga.
- Obserwowaliśmy Cie od dłuższego czasu. Nieźle jeździsz. Dasz rade w prawdziwym wyścigu? – dodał Tomek
- Nie wiem, nie mam pojęcia. Wczoraj był pi…
- Tak, tak, tak… wiemy, że pierwszy, ale nie ostatni mam nadzieje – przerwała mi Agata
- Dajcie mi czas do jutra, odezwę się jak tylko podejmę decyzje
- Okej. Masz tu numer – Tomek wyciągną rękę trzymając w niej kartkę
Wziąłem kartkę i pożegnaliśmy się. Rozeszliśmy się w swoje strony. Ja do domu, a oni to nie wiem, gdzie. Jedno jest pewne… czeka mnie długa noc.
 Mike
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I oddaje w wasze ręce kolejną notkę. Tym razem bardziej obszerną. Szkoda, że tylko kilka osób go czyta, ale mam nadzieje, że liczba się zmieni na większą, pojawią się komentarze i pierwsze opinie. Kolejna notka może w sobotę hmmm...? Trzymajcie się ludzie. Strzałka!
Konrad

1/20/2013

Notka 1


Jest jedna z chłodnych nocy stycznia. Mimo późnej godziny dzięki śniegowi jest dość jasno. Moje Porsche jest jak z filmu. Czarna 911'stka... Na karoserii odbija sie blask pomarańczowych świateł. Cisza, spokój i zero ruchu. Konie pod maska tylko czekają na galop przez ulice, przez dwu kilometrowy prosty odcinek asfaltu, na którym wszystko sie może zdarzyć. Rozglądając się sie za policja, która mogłaby siąść mi na ogon, podjeżdżam do świateł. Trafiłem na czerwone, aby ruszyć jak w wyścigu. Poprawiam rękawiczki i zaczynam gazować. Dostrzegam zbliżający sie wóz... Czerwone Ferrari, metaliczny kolor i przyciemniane szyby. Koleś nie stad, to widać, tutaj na żółtych blachach nie spotkałem żadnego auta. Nie jestem pewny, co to za model, ale dźwięk silnika sprawia mnie o dreszcze. Tak sie zapatrzylem, ze przegapiłem zielone. Ferrari nie staje za mną... Jak by chciało mnie wyprzedzić, lecz staje równolegle ze mną? Otwieram okno i spoglądam katem oka na prawa szybę tego krwistego cacka... Szyba opada w dół. A za nią... Kobieta... Piękna brunetka o kręconych włosach. Zatkało mnie i nie miąłem pojęcia, co powiedzieć. Dziewczyna uśmiechnęła się sie i spytała: ·- Hej, słodziaku. Ścigamy sie?
W tym momencie napłynęła do mych żył adrenalina, a może strach? Trudno powiedzieć. Mi sie wydaje ze obydwa odczucia na raz. Chwile zastanawiałem sie, co odpowiedzieć, ale odpowiedziałem: ·- No hej. Do kąd chcesz?
- Zaproponuj cos...
Zachęcającym głosem zmusza mnie do ustalenia trasy naszego małego wyścigu.
- Do drugich świateł. Pasi?
- Jaki dystans to jest?
- Około dwóch kilometrów, a co boisz się sie?
- Nie zdziw sie jak przegrasz... Słodziaku.
Kolejne światła sie zmieniają a my nadal stoimy w jednej linii. Ja prawy, a ona lewy pas. Nagle wystawia dłoń, w której trzyma torbę pieniędzy. Pytam sie jej
- Na co to?
- Żeby było bardziej ciekawie, jeśli wygrasz dostaniesz ta forsę. 5 Tysięcy zielonych.
- A co jeśli przegram?
- Sam zobaczysz po wyścigu...Zadziorny uśmiech na twarzy kobiety oznacza tylko jedno... Upojna noc, albo jakiś podstęp. "Cóż" pomyślałem... Piec tysi piechotą nie chodzi...
- Dobra zgadzam się.
Po mojej akceptacji schowała wystająca dłoń i zamknęła szybę, a mi nie pozostało nic innego jak zrobić to samo i skupić sie na światłach. Czerwone juz sie pali, to oznacza ze za chwile będzie zielone. Czułem sie w tym momencie jak kierowca F1. Nigdy nie ścigałem sie z kimś na pieniądze! W ogóle sie z druga osoba nie ścigałem! Zwykle jeżdżę sam... Na czas... Teraz mam wyścig nie z czasem a z ta, która proponuje mi pieniądze, albo... Tak, jest zielone! Ruszyliśmy obydwoje w jednym tępię, lecz moja czarna Betty po pierwszych 100 metrach była na prowadzeniu. Myślałem, ze wygram, ale nie zdejmowałem nogi z gazu, lecz mimo to moje prowadzenie do pierwszego kilometra było znikome, a po nim... Ferrari mojej koleżanki zostawiło mnie w tyle na dobre 20 metrów. Pozostało mi tylko patrzeć jak czerwone auto sie oddala. Teraz tez mogłem zobaczyć model. To Enzo. Na światła dojechałem drugi. Przegrałem. Przegrałem z kobieta, a co ona zyskała? Tego nie wiem... Zatrzymałem sie przy niej, tak samo jak ona kilka chwil przedtem. Powtórka z rozrywki, czy deja vu? Otwieramy szyby, a koleżanka za Ferrari zagaduje: ·- Widzisz słodziaku? Nie znam strachu
Lekko poirytowany odburkuje
- Taa... To, co chcesz?
- Na pewno nie auta.
Z ulga odpowiadam.
- Oooo dzięki kobieto! A wiec, co chcesz za wygrana?
- Wiesz, co słodziaku? Podobasz się mi sie... Przyjdź tu jutro o tej samej porze... Powtarzam... Przyjdź.
- Okej. Nie ma sprawy
„A więc jutro z nieznajomą. Podoba mi się ten nocny wypad, tylko czego ona ode mnie chce?”- Pomyślałem i odjechałem do domu. Podczas, gdy jechałem dręczyły mnie myśli, co zrobiłem źle, co zrobić by wygrać następnym razem. Nie bałem się o zadarcie z prawem, ponieważ mój przyjaciel pracował w miejscowej komendzie. Nie raz mnie ratował z opresji. Właściwie to zawsze mnie ratuje i mam u niego ogromny dług za to wszystko co dla mnie zrobił. Ul. Miła… moje osiedle… tu jestem bezpieczny. Zaparkowałem w garażu i poszedłem do kuchni zrobić kolacje. Ehhh… przez to wszystko nie zrobiłem zakupów. Dziś byłem ogromnie zabiegany i jeszcze ten wyścig. Cóż, musze nacieszyć się kanapkami. Zrobiłem je, usiadłem przed telewizorem i włączyłem wiadomości. Jest 23:40… Późno… Idę pod prysznic i do wyra. Jak postanowiłem tak zrobiłem i w ten o to sposób przed 1 już spałem. Jestem ciekawy co przyniesie następny dzień… Czuje niepokój…
Mike
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Notka zgodnie z obietnicą :) Podobała się? Kolejna będzie może w środę, może za tydzień... nie mogę teraz nic obiecać. Proszę obserwować bloga. Strzałka! :D
Konrad