Mój drugi wyścig łatwy nie był. Problemy ze sprzęgłem przeraziły mnie, ale od czego jest wola walki tak? Wystarczyła mi sekunda by przejść do 1/16, ale, ale... przeciwnik mimo niepozornego mercedesa, pod maską miał potwora, zdolnego wyprzedzić na torze moją czarnulkę. Co poszło nie tak? Pewny nie jestem ale presja działa na każdego bez wyjątków. Teraz już przejdę do konkretów. Otóż, gdy miałem przed sobą ćwierć finał, mój wylosowany wcześniej przeciwnik przykuł moją uwagę. Stałem przy maszynie z wodą i patrzyłem na telewizor. Ludzie, którzy odpadli, dawali w przerwie różne pokazy, dzięki czemu nikt się nie nudził, ale wracając. Facet podszedł do mnie i ostrzegł, że gdy będę grał nie fair, to on również zagra nie fair. Był zdeterminowany... po głosie wywnioskowałem, że liczy się dla niego tylko wygrana. Nie odpowiedziałem mu nic, bo po co? Lepiej zachować w takiej sytuacji zimną krew i język za zębami... tym bardziej, że byłem tam pierwszy raz. Tomek zajął się moim sprzęgłem, dzięki czemu zostawiłem pewniaka w tyle. Szkoda mi tylko mojego mechanika, bo z naszej ekipy jako pierwszy odpadł. Aga natomiast wycofała się z wyścigu. Kompletnie nie wiem co jej odbiło, gdy z nią rozmawiałem nie chciała mi odpowiedzieć. Poprosiła mnie, abym wsiadł do jej auta, zrobiłem to. Wymieniliśmy spojrzenia, siedzieliśmy tak chwile po czym z niepewnością w głosie spytałem:
- Co Ty odwalasz? Dlaczego oddałaś?
- Nie musisz wiedzieć, musiałam to zro...
- Musiałaś? - Przerwałem jej wypowiedź
- Tak
- Dlaczego?
- Nie musisz wiedzieć! - Agata podniosła głos, patrząc się na mnie jak nigdy.
- A więc dlaczego chciałaś tu porozmawiać?
- Chodzi o to, że musisz mi obiecać coś... Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał. To coś więcej niż tylko wyścig.
- Jak to coś więcej?
- Obiecaj mi to. Uważaj na siebie, uważaj na to co robisz i mówisz. Proszę Cię
Prosząc mnie, położyła swoją prawą dłoń na moim barku i przysunęła się dość blisko. Popatrzyłem jej głęboko w oczy. Zrobiły się szklane, jakby miała zacząć płakać, a ja odwróciłem swój wzrok na krótką chwile i przytaknąłem, spuszczając głowę w dół. W tym czasie usłyszałem w głośnikach, że mam pięć minut. Aga wyszeptała "idź już i pamiętaj co obiecałeś". Wracając do swojego samochodu, moje myśli były jak słuchawki wyjęte z kieszeni. Poplątane, z których nic sensownego nie mogłem wynieść. Po tajemniczej rozmowie, może niesłusznie i zbyt szybko, nabrałem zaufania do kobiety, której na dobrą sprawę nie znam. Sam wyścig był dla mnie zniesiony dość dobrze, bo po wyjeździ z hangaru byłem skupiony tylko na tym, żeby dojechać na metę jako pierwszy. Ta presja dała mi dodatkową motywacje na zwycięstwo, które oczywiście zgarnąłem. Bez niespodzianek dotarłem do finału który miał się odbyć o 21. Organizatorzy odwalili kawał dobrej roboty, bo wszystko było dopięte na ostatni guzik i dokładnie o wyznaczonej godzinie byłem na starcie. A kto był moim rywalem? Facet któremu zwycięstwo oddała kierowniczka. Speaker poprosił o ciszę dla nas, ścigających się. Wnet jak na rozkaz publiczność zamilkła, a ja bez wiwatów poczułem się nieswojo. Wcisnąłem przycisk play w radiu, w którym znajdowała się moja składanka ulubionych utworów. Od początku jechaliśmy zderzak w zderzak, koło w koło, a już w połowie trasy wyprzedziłem go o połowę długości mojego porsche. Kompletnie nieświadomy zwycięstwa przekroczyłem linie końcową. Chwile później jak to zrobiłem, odpalone zostały fajerwerki, tłum zaczął klaskać a inni kierowcy trąbić, być może w geście gratulacji... tego nie wiem. Na mnie czekali członkowie zespołu z gratulacjami. Zaraz gdy tylko zatrzymałem auto wysiadłem z niego i podniosłem lewą rękę w geście zwycięstwa. Obok zatrzymał się mój przeciwnik, szybko znalazłem się przy jego lewym oknie. Podziękowałem mu za wyścig, a ten mnie zignorował. Odciągną mnie Tomek i powiedział, żebym nie udzielał wywiadów. Faktycznie dziennikarze złapali mnie przy podium, ale posłuchałem się kumpla i odmówiłem mówienia czegokolwiek... nie licząc podziękowań za gratulacje i życzenia. Gdy stałem na najwyższym stopniu podium, odebrałem bilet do Czech, gdzie miał się odbyć kolejny etap, kwiaty i jakiś szampan bezalkoholowy, który był przeokropny. Jak dotąd to była jedna z najlepszych chwil jaką miałem w życiu. Byłem okropnie zmęczony i chciałem się znaleźć w domu. Zaoferowano mi eskortę policji pod sam dom z której skorzystałem. Chwile po ceremonii zostaliśmy hucznie pożegnani z płyty lotniska. Przez to, że staliśmy w korkach, byłem w domu późno, lecz od razu położyłem się spać. W ubraniach, bez kolacji. Po prostu się położyłem i zasnąłem. Tak czasem mam, co zrobisz?
Rankiem obudził mnie pies szczekający mi nad głową. Biedna psina zgłodniała, taki urok posiadania zwierzaka. Muszę podziękować sąsiadce, że zgodziła się opiekować Rex'em, gdy mnie nie było, bo w przeciwnym razie bym miał niespodziankę gdzieś. I to na pewno nie taką, która by mnie zadowoliła. Jak wstałem było po dziesiątej. W tel sms od Agi. Oto treść tego sms'a: "Hej, musimy się spotkać we trójkę, przyjdź pod galerie o 14, przejedziemy się."
W sumie co mi szkodzi? Teraz team jest moim obowiązkiem, wiec trzeba. Tylko co ja zjem na śniadanie? Wiem! Zadzwonię do Agaty i spytam się jej, czy będzie jakieś żarcie. Wybrałem numer i czekam na odebranie telefonu.
- W końcu odebrałaś! Słuchaj jest sprawa
- Wybacz, byłam zajęta. O co chodzi?
- Będzie co jeść jak się spotkamy?
- Hmmmm... A co chcesz?
- Cokolwiek
- Zrobię coś, nie martw się
- Ooooo... dzięki, ratujesz mi życie, do zobaczenia
- No trzymaj się, cześć - rozłączyła się
Po rozmowie umyłem się i ubrałem, później nasypałem nasypałem karmy do miski Rex'a i pooglądałem skróty meczów NBA. Ucieszyłem się bo moja ulubiona drużyna jest w dobrej formie, podobnie jak ja. Mijał czas powoli, a ja głodowałem nadal, w końcu się nie doczekałem i zrobiłem sobie a la starter. Czternasta dobijała, tak więc musiałem się zbierać. Powiadomiłem sąsiadkę, pozamykałem i udałem się w kierunku galerii.
Mike
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Notka obiecana nieznanej mi koleżance mojej przyjaciółki. Tak więc dziękuje za czytanie tych wypocin :) Słowo dotrzymane :) Właściwie nie wiem co tu napisać. W moim życiu sporo się pozmieniało, obawy się potwierdziły ale życie toczy się dalej. Długo myślałem nad tym co napisze jako ostatnie, ale pozostawiam to jako najlepsza część całej tej notki. Jestem świadomy, że po odsłuchaniu tej piosenki dziwnie o mnie pomyślicie, ale pewien fragment tej piosenki wywołuje u mnie mocne wspomnienia i to właśnie ten kawałek dał mi wenę do napisania notki. Wracając, to moją prawdziwą pasją jest muzyka, a przez szkołę, znajomych i właśnie przez muzykę, mam mało czasu na pisanie czegoś. Dałem sobie czas do 21, a już jest równa, tak więc będę się żegnał i publikował to... coś. Strzałka!
Piosenka dnia:
Bring Me The Horizon - Deathbeds
Konrad
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz